Kolacja na cztery ręce
Czy Emilian Kamiński zgra się z Olafem Lubaszenko w… ”Kolacji na cztery ręce”? Kultowa sztuka Paula Barza w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego na deskach Teatru Kamienica!
Opis spektaklu
Aromat świeżych warzyw i owoców, pachnąca zupa grzybowa oraz najbardziej wyszukane gatunki owoców morza – barokowy przepych „Kolacji na cztery ręce” może oszałamiać. Do stołu, a właściwie do fortepianu zasiada dwóch wielkich kompozytorów XVIII wieku – Jerzy Fryderyk Haendel (Emilian Kamiński) i Jan Sebastian Bach (Olaf Lubaszenko). Ich słownemu pojedynkowi przygląda się tajemniczy i dowcipny miłośnik opery, kamerdyner Schmidt (Maciej Miecznikowski).
Dwaj muzyczni geniusze, dwa skrajnie różne charaktery. Pierwszy – miłośnik londyńskich salonów, bogaty i wpływowy, ulubieniec królów. Drugi – skromny, biedny, ale uznany i szanowany. Urodzeni w tym samym roku, doskonale znali nawzajem swoją twórczość, lecz nigdy się nie spotkali. Czy pod wyszukanymi strojami i kunsztownymi perukami mogą się kryć zwykłe ludzkie słabości?
Paul Barz, niemiecki dramatopisarz i muzykolog, poddaje obu wirtuozów uważnej analizie. Fikcyjne spotkanie tych dwóch postaci stanowi okazję do refleksji nad zaskakująco współczesnymi problemami. Czy pogoń za sukcesem, władzą i wpływami może dać człowiekowi szczęście? Jaka jest cena sławy? Czy sztukę można wycenić?
„Kolacja na cztery ręce” w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego to przedstawienie szlachetne, budzące salwy szczerego śmiechu. Nacisk został w nim położony na zaprezentowanie aktorskiego kunsztu, żywy kontakt z publicznością i przypomnienie Widzom, czym może być teatr.
Spektakl był już kilkakrotnie wystawiany, m.in. w krakowskim Teatrze STU (także w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego) a jego telewizyjna adaptacja (reż K. Kutz) znalazła się w Złotej Setce Teatru Telewizji.
Kluczem do sukcesu jest obsada (…) W Kamienicy dysponuję wybitnymi aktorami czującymi muzykę, a przede wszystkim obdarzonymi poczuciem humoru. Dlatego spodziewam się dobrej współpracy – mówi o spektaklu Krzysztof Jasiński.
„Kolacja na cztery ręce” została zaprezentowana po raz pierwszy podczas XX edycji Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Zapraszamy do zapoznania się z relacją Bohdana Gadomskiego („Angora” nr 29/2015): (…)Po raz kolejny reżyserii tej sztuki podjął się Krzysztof Jasiński, a w sposób wręcz mistrzowski zagrali Emilian Kamiński i Olaf Lubaszenko(…) Zaskoczył mnie znany piosenkarz Maciej Miecznikowski (…) fantastycznie uzupełniający parę głównych bohaterów. Dla całej trójki pokłony i brawa!
Twórcy
- Autor:
- Paul Barz
- Reżyseria:
- Krzysztof Jasiński
- Przekład: Jacek Stanisław Buras
-
- Scenografia: Andrzej Lewczuk
-
- Kostiumy: Andrzej Lewczuk
-
- Dźwięk: Łukasz Faliński
-
- Światło: Szymon Szczęsny
-
Galeria zdjęć
Recenzje
(...) Opowieść o spotkaniu dwóch wielkich kompozytorów – Bacha i Händla – bardzo spodobała się premierowej widowni, bywa że nad wyraz wybrednej. Na zakończenie pełna taktu i godności gospodyni Teatru, Justyna Sieńczyłło, zaprosiła wszystkich do obejrzenia krótkiego filmu o drodze scenicznej Emiliana Kamińskiego. Ten ciągle młody aktor posiada wielki dorobek sceniczny, filmowy i... dyrektorski. Filmowy dokument przypomniał nam, jak ulotna jest sztuka aktorska i jak trzeba kochać aktorów, by wybaczyć im drobne potknięcia na deskach sceny.(...)
Czytaj dalej...
Teatr dla Was
Dwa światy. Zupełnie różne światy. Jeden jest błyszczący, pełen przepychu. Drugi – biedny i cichy. W spektaklu „Kolacja na cztery ręce” w Teatrze Kamienica spotykają się dwaj wielcy kompozytorzy XVIII wieku – Jerzy Fryderyk Haendel i Jan Sebastian Bach.
Jerzy Fryderyk Haendel (Emilian Kamiński) jest ulubieńcem możnych tego świata. Uwielbiany, pławiący się w luksusie, znany na całym świecie. Haendel postanawia – z pozowaną niechęcią i skrywaną ciekawością – zaprosić na kolację dobrze znanego sobie wirtuoza Jana Sebastiana Bacha (Olaf Lubaszenko). Spotkanie to niezwykłe, bolesne, ale i oczyszczające. I fikcyjne – rzecz jasna. W rzeczywistości mistrzowie nigdy się ze sobą nie spotkali.
Zderzenie przepychu i prostoty światów Haendla i Bacha jest mocne, ale i zdumiewająco refleksyjne. Haendel – głośny, sławny i wyjątkowo samotny. Bach – niedoceniany, biedny, żyjący z żoną i gromadką dzieci. Każdy z nich ma „to coś”. To coś, czego ten drugi mu zazdrości.
Kolacja mistrzów jest niebywale dynamiczna i z każdą kolejną minutą zmienia swój charakter. Początkowo pyszni, przyklejeni do swoich światów, z czasem zrzucają maski i sztuczne pozy. Zazdroszczą sobie. Próbują się zrozumieć. Gardzą sobą i szanują się jednocześnie. Wielkie talenty, wielkie radości i równie wielkie smutki.
„Kolacja na cztery ręce” jest spektaklem oddziałującym na widza na wielu płaszczyznach. To nie tylko ciekawe i szalenie zabawne spotkanie z geniuszami muzyki klasycznej. Spektakl jest także impulsem do rozważań nad własną hierarchią wartości, sensem życia, priorytetami. Reżyser spektaklu – Krzysztof Jasiński, lekko i celnie poprowadził swój zespół, dzięki czemu „Kolacja na cztery ręce” bawi, ale i prowokuje do refleksji. Wyważone tempo, cięty dowcip i magnetyzujące aktorstwo to siła tego spektaklu. Aktorstwo najwyższej próby. Silne, szlachetne, niezwykle plastyczne. Autentyczność kreacji Emiliana Kamińskiego i Olafa Lubaszenko jest zachwycająca. Pracując zupełnie innymi środkami stworzyli postacie tak różne, a jednocześnie tak sobie bliskie. Na wielkie brawa zasługuje także Maciej Miecznikowski, który wcielił się w rolę kamerdynera Jerzego Fryderyka Haendla. Miecznikowski jest niczym wentyl bezpieczeństwa rozładowujący napięcie między mistrzami. Jego kreacja jest bardzo charakterystyczna, a przy tym lekka i nieco figlarna. Wielki ukłon również w kierunku Andrzeja Lewczuka – autora scenografii i kostiumów, które budują klimat tego niezwykłego spotkania.
„Kolacja na cztery ręce” to spotkanie mistrzów. To kolacja lekka, zabawna… i niezwykle smaczna.
Krytykat
Tajemnica tak udanej inscenizacji "Kolacji..." leży, być może, w doskonale dobranej "grupie sprawczej": dla reżysera, Krzysztofa Jasińskiego, jest to już drugie spotkanie z tekstem Barza; grający Bacha Olaf Lubaszenko także ma za sobą przygodę z reżyserowaniem "Kolacji..." w poznańskim Teatrze Nowym, zaś odtwarzający rolę Haendla Emilian Kamiński z pewnością lepiej niż ktokolwiek inny rozumie bolączki swojego bohatera - dyrektora autorskiego teatru w Londynie. Aktorzy wciągają publiczność w swoisty dialog, prowokując do głębokich rozważań na temat ludzkiej kondycji - i warunków, w jakich się ona rozwija.
Czytaj dalej...
Karolina Lena Kuran, klonoweksiazki.blogspot.com
(...) komedia jest pełna zabawnych sytuacji, jednak pod płaszczykiem dobrego humoru, rodzi się wiele pytań dotyczących współczesnych problemów. Jaka jest cena sławy, czy pogoń za władzą, sukcesem i wpływami wiąże się ze szczęściem oraz czy sztukę można wycenić, a jeśli tak, to w jaki sposób. Na te i inne pytania próbują odpowiedzieć bohaterowie (...).
Spektakl jest wyśmienitą kolacją z mistrzami, pełną refleksji i dobrej muzyki w tle.
Czytaj dalej...
Weronika Trzeciak, wiadomosci24.pl
(...) wystawienie „Kolacji….” było ze wszech miar słuszną decyzją.
Emilian Kamiński i Olaf Lubaszenko zmierzyli się z legendami polskiej sceny i wyszli z tej próby z tarczą. Tu niski ukłon należy się reżyserowi, który zbytnio nie „majstrował” przy tych rolach, tylko zawierzył aktorom i wykorzystał ich naturalne emploi.
Kamiński, w stosunku do swoich poprzedników (Wołłejko, Wilhelmi) jest bardziej impulsywny, spontaniczny, to co ma do powiedzenia, wyrzuca ze siebie głośno i z ogromną dynamiką, często śmieje się w sposób sztuczny. Jego Händel jest trochę jak fredrowski Papkin, czy występujący pod wieloma postaciami w licznych sztukach „paw” rozkładający swój ogon i radośnie głoszący swe zalety, sukcesy i chwałę. Ta rola jest jakby stworzona dla Kamińskiego: dynamiczna powłoka, wydawać by się mogło światowca, obytego na dworach królewskich, skrywająca głębsze wnętrza i zwykłe ludzkie przywary / rozterki / wady / ułomności. W stosunku do spektakli Englerta i Kutza postacie Händla i Bacha są bardziej zróżnicowane niż duety Wołłejko – Dmochowski, czy Wilhelmi – Gajos i jest to spowodowane właśnie bardzo dynamiczną (ale, co ważne, bez przeszarżowania!) grą Kamińskiego!
Czytaj więcej...
Krzysztof Stopczyk - kulturalnie.waw.pl
„Kolacja na cztery ręce" Paula Barza wysławiona przez Scenę Stu po ponad 20 latach w nowej obsadzie jest kwintesencją doskonałego aktorstwa, wyszukanej, a zarazem oszczędnej scenografii i odpowiedniej dawki humoru, czyli kwintesencją spektaklu doskonałego.
Czytaj dalej: Muzyka podana na deser
Iwona Pięta - Dziennik Teatralny Kraków
Klasa sama w sobie – tak można powiedzieć o obsadzie, którą oglądamy: Emilian Kamiński jako Jerzy Fryderyk Händel, Olaf Lubaszenko jako Jan Sebastian Bach i Maciej Miecznikowski jako Jan Krzysztof Schmidt. Nie zawodzą i dają nam popis świetnej, lekkiej, swobodnej gry w zabawnej historii. Fikcyjna jest historia, ale wszystko pozostałe jest realne: prawdziwe picie, jedzenie i prawdziwe aktorstwo. Mocne głosy, które nie potrzebują mikroportów.
Czytaj więcej: Aktorska uczta
Joanna Marcinkowska - Dziennik Teatralny Kraków
Aktorzy wraz z reżyserem spędzili dwa tygodnie w odosobnieniu, ćwicząc tekst i zastanawiając się nad jego interpretacją. Efekt tej pracy można docenić, oglądajac spektakl w Teatrze Kamienica. Emilian Kamiński gra świetnie Händla. Dawno nie widziałam go w takiej formie na scenie. Bez brawury, ale dosadnie akcentuje sytuację twórcy, którego działania wystawione są na rozliczne kaprysy losu i fortuny. (...) Jasiński jako reżyser świadomie zrezygnował ze zwykłej brawury i szaleństwa na scenie, z których dotąd słynęły jego inscenizacje. Wyeksponował komediowy wymiar tekstu, ale wycofał się i dał przestrzeń aktorom do zagrania po swojemu. W szczególnym dla obu artystów momencie. Brawo!
MAGDALENA KUYDOWICZ, Zwierciadlo.pl
Jeśli natomiast chodzicie do Teatru dla dekoracji musicie wiedzieć, że „Kolacja na cztery ręce” aż kipi od barokowego przepychu! Peruki, eleganckie surduty, stojące na środku głównego planu fortepiany! Wszystko na scenie jest szalenie rozbuchane, bogate i kolorowe. Nie radzę też iść do „Kamienicy” z pustymi brzuchami, ponieważ jak sugeruje tytuł podczas tych dwóch godzin przewija się przez scenę dużo jedzenia. Ja ledwo wytrzymałem, szczególnie, gdy podano ślimaki, na które ochotę mam aż do teraz! Wszystkiego jest dużo i to dobrze, czuć doskonale, że akcja dzieje się w XVIII wieku i osoba odpowiedzialna za dekoracje spisała się na medal.
Spektakl jest wyjątkowo dobrze nagłośniony – nie tylko jeśli chodzi o samych aktorów, (a muszę przyznać, że już dawno nie słyszałem szeptów tak doskonale) – ale też w jednakowo waznej warstwie muzycznej. (...) Być może temat muzyki klasycznej jest Wam szczególnie bliski, być może gdzieś-kiedyś widzieliście „kolacje” np. w Teatrze TV, ale dopiero na żywo nabiera odpowiednich rumieńców i przyprawia o ból brzucha – ze śmiechu.
Czytaj więcej...
Piotrek Gniewkowski, Niekulturalny.com